SPIS TREŚCI
Ludwika Malewska-Mostowicz - Pana życie i twórczość toczą się na pograniczu różnych kultur, dziedzin i punktów widzenia. Teoria i historia muzyki, słowianoznawstwo, kompozycja, dydaktyka, udział w badaniach polskich i międzynarodowych - związanych z popularyzacją, utrwalaniem i rozszerzaniem wiedzy o polskiej i europejskiej muzyce - to tylko niektóre sfery Pana zainteresowań. Skąd taka różnorodność?
Witold Rudziński - Najchętniej odpowiedziałbym na to złożone dosyć pytanie - sięgając do gotowych już esejów: Jak zostałem kompozytorem? oraz Muzyka na Wileńszczyźnie w okresie 20-lecia. Zasygnalizujemy niektóre wątki ze wspólnej lektury. Uzupełnię je wrażeniami, wspomnieniami, może przyjdzie mi do głowy też coś nowego.
L.M.M. - W takich wypadkach warto się odwołać do poszukiwania źródeł we własnym dzieciństwie. Cofając się w czasie i przestrzeni - można chyba potwierdzić zakorzenienie dnia dzisiejszego w dawnych plecionkach kultur?
W.R. - Lubię wspomnienia. Rodzina moja, po długich tułaczkach na Wschodzie, osiadła w Wilnie, z którym była związana pochodzeniem. Zacząłem chodzić do gimnazjum oo. Jezuitów, w rok później - do Zygmunta Augusta. Tymczasem nagle, w wieku lat piętnastu - zdarzyło mi się coś niezwykłego. Obejrzałem film Murnaua pt. Faust - z muzyką Gounoda. Był to rok 1927, epoka filmu niemego. Ilustracja muzyczna nadawana była prawdopodobnie z płyt. Wróciłem do domu i zacząłem pisać własną operę. Po kilku miesiącach poprosiłem ojca, żeby zapisał mnie do konserwatorium. Zgodził się, ale pod warunkiem, że nie przeszkodzi to mojej dosyć zaniedbanej nauce w szkole oraz - że muzykę dla siebie będę pisał tylko w dni wolne.
L.M.M. - Czy to znaczy, że zaczęła się nowa epoka w Pana życiu?
W.R. - Uważam, że tak. Nagle zapragnąłem pisać muzykę, obrać muzykę jako główny cel życia. Słuchanie radia rozwijało znajomość literatury muzycznej. Nauka w konserwatorium spowodowała, że poprawiłem również swoje wyniki w szkole, ponieważ poznałem technikę uczenia się. Powstawać zaczęły szkice i ćwiczenia - wytrwałe próby komponowania. Wyrobiły we mnie silną motywację - w ogólnym znaczeniu. Z utęsknieniem czekałem na niedziele, kiedy to mogłem poświęcić dużo czasu muzyce, bez szkody dla innych zajęć (zgodnie z przyrzeczeniem danym ojcu).
L.M.M. - Czy ("kolekcjonując" coraz to nowe rodzaje zajęć, ulegając artystycznym fascynacjom) mógł Pan wypracować w swoich dążeniach życiowych - główną określoną linię?
W.R. - Tych linii było kilka. Do najważniejszych należały zainteresowania muzyką oraz nauka. W końcu, "linie" skrystalizowały się w postaci studiów slawistycznych. Życie muzyczne w Wilnie było wówczas skromniejsze niż uniwersyteckie czy teatralne. Wprawdzie, pojawiały się na horyzoncie ciekawe indywidualności - Szeligowski, Szpinalski. Największą rolę w ukształtowaniu "linii życia" (jak Pani powiedziała) odegrał slawista - Erwin Koschmieder - również świetny flecista. Był wykonawcą moich pierwszych utworów. Dla niego napisałem Sonatinę na flet i fortepian. Jego wszechstronność była dla mnie niezwykle cennym wzorem.
L.M.M. - Czy pamięta Pan pierwsze koncerty swojej muzyki?
W.R. - Pamiętam mój pierwszy koncert - wykonanie utworu na flet i fortepian. Odbył się w celi Konrada - w klasztorze oo. Bazylianów w Wilnie. Z moim nauczycielem i doradcą muzycznym przyjazne stosunki utrzymywałem całe życie.
L.M.M. - Cenna to tradycja - wspólnego muzykowania i wymiany myśli (profesjonalnej i nieprofesjonalnej). Budzi refleksje nad znaczeniem muzyki i jej kontekstem kulturowym. Podobne tradycje są ważne, jak sądzę, nie tylko ze względu na dobre przygotowanie do zawodu muzycznego (w jego różnych dziedzinach), lecz także ze względu na rozumienie sensu twórczości. Tak powstaje porozumiewanie się poprzez sztukę. Szkoda, że w Polsce zwyczaj wspólnego muzykowania zamyka się dzisiaj przeważnie - w ramach tak zwanych rodzin muzycznych.
W.R. - Proszę zwrócić uwagę, że muzyka jest ludziom potrzebna. Jest na tyle uniwersalna, że łagodzi (przekracza) różnice - pokoleniowe, kulturowe, językowe, środowiskowe i inne.
Przekonałem się o tym, ucząc muzyki w gimnazjum w Święcianach. Były to zajęcia, kiedy odbywało się wspólne słuchanie i muzykowanie - można powiedzieć na pograniczu wielu kultur - litewskiej, białoruskiej, polskiej i żydowskiej.
L.M.M. - Może porozumienie poprzez muzykę jest także jedną z dróg ratowania naszej kultury przed izolacją, smutkiem, destrukcją, przed zatopieniem w kłopotach życia codziennego?
W.R. - Poznawanie muzyki jest jednym z bardzo ważnych sposobów wzbogacania życia wewnętrznego. To samo dotyczy - plastyki, teatru, literatury. Pasją mego życia jest popularyzacja muzyki - tak napisał redaktor mojej książki o rytmie. To prawda. Ta strona zainteresowań i zajęć pozwala mi pozostać umiarkowanym optymistą, kiedy myślę o przyszłości naszej kultury.
L.M.M. - Podejrzewam, że ukrywa Pan w tym miejscu paradoks?
W.R. - Oczywiście - jest dobrze i źle zarazem. Wychowanie muzyczne w Polsce jest w tej chwili fatalne. Brak kultury muzycznej na co dzień. Zainteresowanie muzyką zawęża się do coraz mniejszych kręgów, przeważnie profesjonalnych. Właśnie stan muzyki profesjonalnej, osiągnięcia polskich muzyków (kompozytorów, dyrygentów, solistów) - jest znakomity. Istnieje ogromne zainteresowanie muzyką rozrywkową. Trzeba pracować nad popularyzacją wyższej kultury muzycznej - w różnych formach i środowiskach. Jest bardzo dużo do zrobienia.
L.M.M. - Wielostronne zainteresowania świadczą o konsekwencji, z jaką Pan rozszerza społeczną sferę oddziaływania muzyki. Równolegle interesuje się Pan innymi dziedzinami - językoznawstwem, literaturą, folklorem, historią i współczesnością. Teoria muzyki przerzuca pomost do innych sztuk.
A najważniejsze, że wśród tak dużej różnorodności nie porzuca Pan raz ustalonych planów, realizując je konsekwentnie w przeciągu wielu lat. Prace teoretyczne, historyczne i kompozycje powstają równolegle. Czy ważny jest motyw wspomnień o wybitnych ludziach, entuzjastach i twórcach?
W.R. - Wspomnienia łączą się stale z teraźniejszością. Życie aktywne, twórcze, społeczne - składa się z rozmaitych inspiracji. Z wdzięcznością wspominam - zarówno nauczycieli w szkole, w konserwatorium, na uniwersytecie, jak i wspaniałych zbieraczy folkloru - w Wilnie, Poznaniu, Warszawie (w okresie XX-lecia i później).
Z wdzięcznością - myślę o Nadii Boulanger, Szeligowskim i innych. Niezapomniane chwile wiążą się z rozmowami ze Spisakiem czy Grażyną Bacewiczówną.
Dzisiaj zaskakuje mnie niejednokrotnie moja wnuczka Ania... Kiedyś, kiedy - jako zupełnie małe dziecko - odśpiewała bezbłędnie jedną z moich piosenek dla przedszkolaków. Odtąd uczestniczy stale w tym, co się - w sprawach muzycznych - dzieje w domu, idąc także w kierunku artystycznym. (Oto odnowienie wspomnień.)
L.M.M. - Rozumiem, że spotkania z ciekawymi ludźmi są dla Pana inspiracją, ale wiele czasu poświęca Pan również archiwom. Kilka wersji źródłowej pracy o Moniuszce... (także edytorstwo jego listów oraz partytur Śpiewnika domowego), przesympatyczne eseje z historii muzyki (Dźwięki i rozdźwięki), dwutomowe dzieło Nauka o zasadach rytmu, wydane (w zmienionej formie) także w języku włoskim - to praca szperacza, analityka i teoretyka, kompozytora.
Szeroko rozumiana historia kultury, pisanie muzyki, współpraca przy organizowaniu Konkursów Chopinowskich, Moniuszkowskich - to tylko niektóre dziedziny Pana działań. Ogromna skala - od muzycznych zabaw rodzinnych i towarzyskich - po rozmaite zadania artystyczne, popularyzatorskie, nauczycielskie i naukowe.
W.R. - Wybierzmy fakty, interpretacje - co pozwoli na prowadzenie dalej niektórych wątków naszej rozmowy. Może - wspomnienia i spotkania, trochę tradycji wileńskiej i coś z warsztatu... Nie musimy przecież ulegać jakimś - przyjętym dla tego rodzaju rozmów - schematom.
L.M.M. - Zaskakującymi elementami Pana biografii są różnorodność i konsekwencja, otwarcie na ludzi i świat, przywiązanie do wileńskich korzeni.
Może to właśnie na Kresach przetrwały źródła bogactwa i różnorodności kultury polskiej? Czy inspiracje - płynące z pogranicza języków i kultur - nie mają istotnego znaczenia dla przyszłości Polski, choć nie zawsze o tym pamiętamy?
W.R. - Myślę, że ma Pani rację. Jeżeli o mnie chodzi - fakty, że jestem humanistą oraz muzykiem, że dobrze się czuję w atmosferze "mieszanki kultur" - mają znaczenie istotne. Skończyłem slawistykę na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie i konserwatorium. W konserwatorium byłem później profesorem Zainteresowania literackie były dla mnie zawsze niezwykle ważne.
L.M.M. - Niektóre Pana utwory są rodzajem muzycznego odczytywania dawnych tekstów "niemuzycznych".
W.R. - Gaude Mater Polonia - to utwór, który powstał dzięki lekturze tekstów staropolskich. Obrazy świętokrzyskie - są muzyczną wersją wybranych wątków oraz scen z Popiołów Żeromskiego.
L.M.M. - Czy istnieją różne wersje pana muzyki związanej z literaturą?
W.R. - Operę Chłopi - według Reymonta (i powieści z moich młodzieńczych fascynacji) - poprzedziła muzyka do inscenizacji eposu. Z tego powstał rodzaj kantaty. W pewnym momencie okazało się, że był to wielki krok w kierunku dramatu muzycznego.
L.M.M. - Przypomnę najważniejsze tytuły dramatów muzycznych - Sulamita (wątek biblijny), Odprawa posłów greckich oraz Chłopi. Chłopi i Odprawa... - pod dyrekcją A. Wicherka - wykonane były w Teatrze Wielkim. Pierwszy utwór reżyserowała Danuta Baduszkowa (dobry duch teatru muzycznego w Polsce). Drugi - pokazano w reżyserii Krystyny Meissner, w scenografii Mariana Kołodzieja.
W.R. - Może to zabrzmi dziwnie, ale wspominam dotąd nastrój tremy, kiedy myślę o kolejnych wykonaniach mego oratorium - Z kręgu Psalmów. Jest bardzo zróżnicowane treściowo. Próbowałem oddać atmosferę rozlicznych inspiracji. Wśród źródeł tej muzyki są przecież najdawniejsze zabytki języka i kultury polskiej, poezja Jana Kochanowskiego, Biblia, uniwersalne wątki z dawnych epok - w siedmiu czy ośmiu językach. Od strony muzycznej - jest to osobista wizja obrzędów religijnych. Wprowadzam tam również cytaty z muzyki kilku wielkich mistrzów.
L.M.M. - Dawna muzyka (włoska, niemiecka, francuska, polska) - także wpłynęła na kształt oratorium. Czy - w konsekwencji - nie powstaje tkanka muzyczna nosząca cechy pogranicza - kultur, stylów, konwencji?
W.R. - Wierzę, iż "odmiany różnorodności" łączy osobowość autora. Trudno powiedzieć, jak dalece daje się to zauważyć. W swojej twórczości faworyzuję elementy programowe w muzyce.
Odmienność? Pewnie tak. Aktualnie - niektórzy twórcy stronią od programowości, inni udają, że stronią. Ja - nie...
L.M.M. - Czy faworyzuje Pan element formalny w muzyce?
W.R. - Element formalny i techniczny muzyki zawsze budzi moje najżywsze zainteresowanie. Jednemu z takich właśnie elementów muzyki - rytmowi - poświęciłem szczególną uwagę, czego owocem jest dwutomowa praca teoretyczna - ...o rytmie muzycznym. Bardziej popularnym ujęciem zagadnień języka i warsztatu muzycznego, form i gatunków muzycznych jest uniwersalny i popularny podręcznik Muzyka dla wszystkich. W innej książce - O muzyce przy głośniku - pisałem o dziełach muzycznych, ich stylu i strukturze w związku z nauką słuchania muzyki.
L.M.M. - Poza formalną stroną powstawania i odbioru muzyki - jest chyba przecież także niepowtarzalny "duch", atmosfera odrębnych kompozycji?
W.R. - Przywiązuję dużą wagę do inspiracji literackich. Doceniam wpływy, z różnych sztuk. Dla powstawania utworu mają znaczenie jakieś szczególne sytuacje, niepowtarzalne w swojej atmosferze.
Kiedy piszę o muzyce, pamiętam o splocie elementów biograficznych, historycznych, formalnych. Podkreślam tak zwany czynnik ludzki - w historii muzyki. Dzieje muzyki - to losy ludzi, którzy ją piszą, słuchają, krytykują czy wielbią.
L.M.M. - Czy można dorzucić inne jeszcze klucze (pozaprofesjonalne) do proponowanego przez Pana sposobu rozumienia muzyki? Czy mogę wymienić - sytuacje muzyczne, zdarzenia - znaczące dla istnienia muzyki w kontekście kulturowym? Czy mogę zapytać o niepowtarzalne zjawiska - związane z muzycznym spotkaniem, współtworzeniem lub współodtwarzaniem? (Chętnie przytoczyłabym w tym miejscu wielkie nazwiska - z kręgu Pana zainteresowań).
W.R. - To nie takie proste. Jedni pisali muzykę tylko dla siebie (czy raczej "od siebie"), inni - dla wykonawców i słuchaczy. Na przykład, Chopin pisał dla siebie. Moniuszko, Wagner - to byli ludzie bardzo uspołecznieni.
L.M.M. - Moniuszko tworzył swoją operę - jako rodzaj wizji artystycznej. W rezultacie, stworzył mocną polską tradycję operową, to można wyczytać w Pana książkach.
W.R. - Wychowany w atmosferze, jaką zaszczepił Uniwersytet Wileński - Moniuszko traktował swoją sztukę - jako powołanie społeczne. Dlatego wytrwale pracował nad kulturą muzyczną swego narodu. Ogromny zbiór jego przeszło 300 pieśni (zawartych w Śpiewniku domowym) stał się szkołą nie tylko muzyki, ale i poezji narodowej.
L.M.M. - Trzeba chronić nadal tę tradycję. Dzięki Pana edycji Śpiewnika... Moniuszki - jest to możliwe.
W.R. - Śpiewając, uczono się tekstów, częstokroć wtedy, gdy literatura polska była wygnana ze szkół. Z tradycji domowych Moniuszko wyniósł wrażliwość na sprawę chłopską. Jego stryj, Dominik, był jednym z kilku w historii XIX wieku obywateli, którzy na własną rękę przeprowadzili u siebie reformę rolną, uwłaszczając chłopów i obdzielając ich ziemią. W tym kontekście, zrozumiałe staje się podjęcie tematu Halki czy Flisa.
L.M.M. - Stanisław Moniuszko tworzył dla kultury polskiej - jako - wielonarodowej. Tak trwały echa Wilna w jego muzyce.
W.R. - Artysta szanował też wielonarodową strukturę ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zbierał polskie pieśni ludowe, podobno i litewskie. Współpracował z twórcą teatru białoruskiego, Wincentym Marcinkiewiczem - razem napisali pierwszą operę polsko-białoruską, pt. Sielanka. Muzyka, niestety, zaginęła.
L.M.M. - Napisał Pan książkę o warsztacie muzycznym Beli Bartóka...
W.R. - Kompozytor ten stworzył nowy sposób przekształcania elementów folkloru w "muzykę uczoną". Bela Bartók interesował mnie, przede wszystkim, jako twórca oryginalnego systemu techniki muzycznej. Jego warsztatowi kompozytorskiemu poświęciłem monografię. Ma na celu zaznajomienie czytelnika (młodego kompozytora, muzykologa) z wysoce interesującą koncepcją warsztatową.
Uważam, że seria takich książek, o technice Debussy'ego, Strawińskiego, Schnberga, Honeggera, Prokofiewa - mogłaby stanowić solidne źródło wiedzy o warsztatowej stronie muzyki współczesnej. Oczywiście, musiałaby to być praca zbiorowa.
L.M.M. - Czy mógłby Pan powiedzieć, w tym miejscu, słów kilka o Wagnerze? Ostatnio wróciliśmy w Polsce do realizacji jego niezwykłych utworów. Wagnerowska koncepcja muzyki (jako niekończącej się melodii, zakorzenionej w mitach)- jest od tamtych czasów stale aktualna.
W.R. - Wagner jest to kolos w dziejach muzyki operowej. Jego muzyka wraca dzisiaj, z ogromną siłą dochodzi do głosu. Fascynacji nią ulega (moim zdaniem) np. Krzysztof Penderecki.
L.M.M. - Moniuszko a Wagner?
W.R. - Moniuszko doskonale znał tekst teoretyczny Wagnera - Opera i dramat. Muzykę Wagnera poznawał z lektury wyciągów fortepianowych i jakichś urywków grywanych przez orkiestrę. (Na pewno znał Tannhusera. Czy znał inne dramaty Wagnera w całości - wątpliwe.) Był wierny wczesnoromantycznemu językowi muzycznemu, którym posługiwał się mistrzowsko. Wpływu muzyki Wagnera raczej unikał. Była to więc fascynacja koncepcją teoretyczną Wagnera i prawie niechęć do jego muzyki.
L.M.M. - Inne, odrębne warunki powstawania i realizacji (muzyki i dramatu muzycznego) obu wspaniałych twórców - miały tu zapewne znaczenie. Recepcja Wagnera w Polsce - to odrębny problem. Znaczenie dzieła Moniuszki (w kontekście lokalnym i dużo szerszym) - to pole do badań i dyskusji. Zresztą, obie te kwestie (ocena dzieł oraz ich wzajemne relacje) należą do rzędu spraw dyskusyjnych, wręcz zapalnych.
W.R. - Historia sztuki - to dzieje ludzi, form, sytuacji. Historia muzyki powstaje dzięki różnorodnym realizacjom dzieł muzycznych, wielu ich interpretacjom. Teoretyk i historyk - pamiętają o istnieniu archiwów i wzbogacają wiedzę o faktach. Niejeden problem można widzieć lepiej, głębiej - kiedy sięgniemy do dokumentów, wspomnień. Kiedy zastanowimy się nad tym - co zrobić można już, natychmiast, dla popularyzacji muzyki - sens refleksji o muzyce stanie się praktyczny.
L.M.M. - Popularyzacja wiedzy o muzyce, nauka słuchania, praca nad wychowaniem muzycznym - to Pana pasje życiowe. Rozwijanie kultury muzycznej w Polsce - jest wielką zasługą Pana - pracy i osobowości.
W.R. - Przez wiele lat propagowałem słuchanie muzyki w szkołach, podczas prelekcji publicznych, w radiu. Słuchanie muzyki, poznawanie wielkiej literatury muzycznej - uważam za bardzo istotne składniki wyposażenia kulturalnego każdego człowieka. Moje doświadczenia zawarłem w książce O muzyce przy głośniku, wydanej w 1975 r. - w małym nakładzie i niestety, dotąd nie wznawianej. W ostatnim dziesięcioleciu zacząłem pisać (wespół z młodym poetą Stanisławem Karaszewskim) piosenki i utwory dla dzieci. Kontakt z odbiorcą dziecięcym sprawia mi ogromną radość i jest czynnikiem wysoce inspirującym. Zająłem się nie tylko piosenkami (wśród nich - przeznaczonymi na głos mówiony), ale także - repertuarem dziecięcym na skrzypce z fortepianem oraz na sam fortepian.
L.M.M. - Zbiory piosenek dziecinnych Pana autorstwa - to przepiękne wprowadzenie do uczestnictwa czynnego w teatrze muzycznym.
W.R. - Kiedy piszę piosenki, poddaję się dramaturgii tekstu. Lubię wiersze, w których występują zwierzęta. Co więcej, myślę o napisaniu książeczki - o zwierzętach (i o ludziach także, przy okazji) z okolic mego wiejskiego domu. Widzenie świata, w którym zwierzęta są bardzo ważne, pociąga mnie niesłychanie.
L.M.M. - Piosenki dla dzieci opatruje Pan komentarzem - zachęcającym do samodzielnych działań, takich jak - instrumentacja, aranżacja, inscenizacja, różne formy czynnego uczestnictwa w muzyce. Taką też rolę przecież pełniły niegdyś popularne (niezbędne dla wychowania w muzyce i kulturze - ale pisane dla pokrzepienia serc) Śpiewniki domowe - ulubionego przez Pana Moniuszki.
W.R. - Rozpowszechnienie zwyczajów słuchania i muzykowania - to moje marzenie i główny cel pracy. Może dlatego można mnie widzieć w różnych rolach związanych z muzyką.
L.M.M. - Czy tylko ze względu na popularyzację widać Pana w różnych zawodach muzycznych?
W.R. - Być może - to wynika z wszechstronności czy encyklopedyczności mojej natury.
L.M.M. - Potwierdza tę autodiagnozę fakt, że interesuje się Pan (poza muzyką) także wieloma innymi dziedzinami.
W.R. - Zaczynałem od muzyki. Dołączyłem slawistykę. Zawsze ciekawiła mnie gramatyka - jako nauka ścisła.
L.M.M. - Czy mógłby Pan uchylić rąbka tzw. tajemnicy warsztatu artystycznego?
W.R. - Piszę wiele rzeczy na raz (w sztuce i poza nią). Dużą wagę przywiązuję do inspiracji. Czasem, utwór dojrzewa wiele lat, a książka powstaje nawet i lat kilkanaście. Do pracy potrzebuję skupienia. Mam pewne przyzwyczajenia. Między innymi, staram się pracować rano, kilka godzin, ale bardzo intensywnie. Piszę muzykę, pamiętając o konkretnych wykonawcach. W końcu, nie zawsze udaje się to zrealizować.
L.M.M. - Czy technika kompozycji związana jest dla Pana bardziej z konkretnym utworem, inspiracją, nurtem, z którym się Pan identyfikuje - czy do którego się zbliża?
W.R. - Nie wiem, do jakiego nurtu należę. Korzystam ze wszystkiego, co może służyć mojej wizji utworu. Kierunki i style mało mnie obchodzą - same dla siebie. Wybór środków i stylu pozostawiam swemu instynktowi. Nie mnie sądzić, w jakiej mierze - instynkt artystyczny nie zawodzi.
L.M.M. - Co Pan sądzi o układzie najważniejszych nurtów muzyki dawnej i współczesnej? Jak określiłby Pan swoje miejsce?
W.R. - W tym punkcie powtórzę myśl Szeligowskiego "Kompozytor powinien brać przykład z Bacha - pisać muzykę, a potem umrzeć. A resztę - zostawić potomnym". Jest to instynktowna obrona przed "zaszufladkowaniem".
L.M.M. - Jak widzi Pan (choćby na przykładzie) - rolę zderzania się i mieszania różnych kultur? Jakie to ma znaczenie dla muzyki współczesnej?
W.R. - Stale żyłem i żyję w środowisku przemieszania kultur - zarówno w Wilnie, jak i w Paryżu. Mieszanie się kultur niezwykle cenię. Dla mnie - nie jest to fascynacja, ale naturalny sposób życia. Na tym ze wszystkich stron otwartym terenie, gdzie teraz przyszło nam żyć - trudno sobie wyobrazić kogoś, kto nie jest mieszanką (biologicznie i kulturowo). Z punktu widzenia rozwoju kultury, dziedziczenia zdolności - jest to jak najbardziej korzystne. Przykłady? Pradziad Moniuszki był Ormianinem. O znanym mi z obsesyjności - zwolenniku czystości ras - dowiedziałem się, że jest Azjatą z Azji środkowej, a przybył tu jako przybrane dziecko rodziców - Polaków.
L.M.M. - Jest Pan oszczędny w sądach na temat współcześnie żyjących kompozytorów i ich dzieł. Czy mógłby Pan zdradzić czytelnikom swoje upodobania i nadzieje?
W.R. - Uwielbiam niektórych twórców: Messiaena, Henzego, Xenakisa, Cartera, Cowella, z polskich: Lutosławskiego, Pendereckiego, Góreckiego, Serockiego, również niektóre dzieła moich kolegów - tych jest zbyt wiele, by wymieniać.
L.M.M. - A niechęci muzyczne?
W.R. - Nie lubię Tańców słowiańskich Dworzaka, Czterech pór roku Vivaldiego, niektórych kiczowatych - moim zdaniem - fragmentów znanych utworów klasycznych (choć twórców szanuję i cenię za inne utwory). Nie lubię muzyki przegadanej, mało pomysłowej, źle zorganizowanej.
L.M.M. - Muzyka - w Wilnie i w Paryżu - to Pana źródło. Co było wtedy najważniejsze w życiu i w sztuce? Czy przetrwało, czy może inspirować muzykę przyszłości?
W.R. - Żywa muzyka w Wilnie nie mogła być dla mnie źródłem inspiracji, raczej kontakty z muzykami - Szeligowskim, Szpinalskim. Głównym źródłem inspiracji muzycznych - było wtedy radio. Paryż wprowadził mnie w szeroki nurt żywej muzyki (opera była tam jednak wtedy repertuarowo raczej słaba). Wiele doświadczeń zyskałem już po wojnie i to głównie w Warszawie.
L.M.M. - Przyjaciele nazywają Pana "encyklopedią". Jest to naprawdę niezwykłe, jak Pan się orientuje znakomicie w kulturze czy - kulturach. W kontekście międzykulturowym - muzyka uzyskuje sens wielobarwnych kontrastów.
W.R. - Środowisko mieszania się kultur - to mój naturalny sposób życia i pracy (powtarzam).
L.M.M. - Wśród tylu spraw, faktów, które Pana żywo obchodzą - naprawdę każde pytanie wydaje się uproszczeniem. Plany na przyszłość? Co Pana zajmuje najbardziej?
W.R. - Nie lubię o tym mówić, zanim nad czymś nie pracuję w sposób zdecydowany. Mam cały stos niezrealizowanych marzeń. Pracuję nad dużym utworem o formie Litanii Ostrobramskiej, nad kompozycjami - rodem z kultur afrykańskich...
L.M.M. - Dziękuję serdecznie za rozmowę. Życzę wszelkiej pomyślności szczególnie w pracy - która za pośrednictwem muzyki odkrywa różnorodności świata.
Copyright by Ludwika Malewska-Mostowicz - Laboratory of
Intercultural Translation
[Ostatnia modyfikacja: 1 września 1999 r.]