SPIS TREŚCI
Ludwika Malewska-Mostowicz - Każde spotkanie z Pana talentem - od kiedy pamiętam - jest zdarzeniem niezwykłym. Ludzie rozmaitych kultur (i sztuk, języków, stylów rozmowy) przyznają - że muzykowanie z Panem - wzbogaca, inspiruje, uczy szczególnego typu gotowości twórczej, przyzwyczaja do takiej pracy w sztuce - która zmierza - do odkrycia.
Muzykował Pan wiele w Polsce i po świecie. Nagrania muzyki - z Pana udziałem mają walor wyjątkowy - "wielowymiarowego dialogu".
Współrealizacja utworu - oznacza że potrafi Pan (w polu wyjątkowego kunsztu) - słuchać, rozmawiać, inspirować, przekazywać dar wspólnego "istnienia w sztuce".
Jerzy Marchwiński - Pani mówi o muzyce językiem "zewnętrznym", opisowym. Ja - żyję muzyką, jestem w niej - czy chcę czy nie. Taka okazała się moja biografia. Oczywiście, ciekawe, co odbiera słuchacz "z muzycznego istnienia"...
Myślę jednak, że najlepsze jest podejście syntetyczne do muzyki, tj. nie oddzielajmy - kompozytora, zapisu, realizacji, słuchacza, głosu i instrumentu. Wszystko jest muzyką...
Jest - to prawda tak stara - jak - kiedy słońce świeci, śpiewa ptak, szumią trawy, drzewa, woda... Jak... oczywistość piękna...
L.M.M. - Mówimy - zatem o muzyce - jak o wydarzeniu syntetycznym? Często odnaleźć można podobne myślenie - w muzyce, w sztuce, w filozofii... Muzyka jest poszukiwaniem niepowtarzalnych jakości istnienia, niepowtarzalnej nieskończonej rozmowy w tradycji (por. W. Lutosławski, R. Wagner, H. G. Gadamer, C. K. Norwid)
J.MR. - Widocznie w człowieku jest taka najgłębsza struktura biologiczno-metafizyczna, coś z faktu i coś z metafory... Najgłębsza struktura - w człowieku - która - jest syntezą doznań i wrażeń, uczuć i intelektu. Może jest to synteza w sztuce i poprzez sztukę, dialog ze sobą i ze światem, widzialny i niewidzialny (por. M. Merleau-Ponty)...? Może jest to dialog materialny i niematerialny, zmierzający do granic poznania - do kresu tajemnicy (por. I. Kant, Witkacy, Schulz, listy J. Słowackiego i F. Chopina, poezja C. K. Norwida, poezja najdawniejszych Ksiąg Świętych, obrzędów i rytuałów)...? A może... najgłębsza struktura w człowieku - to... muzyka rozmaitych zakątków ziemi, obyczajów, środowisk, języków i wspólnot?
Jest to niepowtarzalny teatr - synteza sztuk - dialog otwarty głosu z fortepianem - Jerzego Marchwińskiego i Ewy Podleś. Mistrzowskie kursy - które są jedną z ważnych konsekwencji owego dialogu - wspólne przygotowania - chociaż oddzielne realizacje - to fakty - z rzędu Spotkań świetlistych; dla słuchaczy także...
J.MR. - Mówi Pani o nieuchwytnej materii ludzkich losów, spotkań, wspólnej pracy, o uczestnictwie w świecie ideału, w muzyce... Wspólne istnienie w muzyce - to sfera, gdzie bardzo silna jest potrzeba więzi pozytywnych i tylko pozytywnych, powiedziałbym więcej - promieniujących. Świetlistą postacią jest Pan Witold i jego muzyka. To - że realizujemy Pieśni do słów Iłłakowiczówny - to radość.
L.M.M. - Czy lubi Pan uczyć? Lubi Pan wspólnie muzykować z innymi? Kameralista i Profesor Kameralistyki - to dwa różne, choć podobne zawody. Perfekcjonizm dialogicznego porozumienia, filozofowie nazywają - "zakresem pośrednim dialogu" (por. H. G. Gadamer, B. Waldenfels) a muzycy konwersacją głosów i instrumentów (por. N. Harnoncourt). Perfekcjonizm muzycznego porozumienia?
J.MR. - To - jak mówiłem już: fakt i tajemnica... Lubię uczyć. Wspólne muzykowanie jest moim żywiołem. Uwielbiam obserwację - w sobie i w Innych - tego co "niezauważalne i nie do nazwania". - Pasjonujące są - i dla twórcy (i jak przypuszczam - dla słuchacza) procesy powstania (realizacji) utworu.
L.M.M. - Uczenie twórcze? Czy nauczyciel - to przede wszystkim -talent niezwykły odkrycia, wynalazku? Jak wydobywać w sobie i z Innych - coś co jest - a jeszcze nieuzewnętrznione - co "staje się muzyką"?
J.MR. - W istocie tak jest, bywa, staje się muzyką...
L.M.M. - Istotą muzycznego spotkania jest np. formuła aleatoryzmu kontrolowanego Witolda Lutosławskiego. Muzycy grają tak, jakby istnieli całkowicie oddzielnie. Grają dokładnie to, co jest napisane w partyturze. Efekt istnieje, dzięki całości struktury, z powodu procesu realizowania się dzieła... W niepowtarzalnej syntezie...
J.MR. - Moja formuła - "zusammen - aber frei". Dotyczy ona - jak sądzę wszelkich pozytywnych, autentycznych, twórczych więzi międzyludzkich, więzi świetlistych... Jest to fakt i metafora, rzeczywistość materialna i metafizyka.
J.MR. - To i o wiele więcej... Nie sądzę - że można prostymi słowami opisać pracę artysty - w jakiejkolwiek ze sztuk. W sztuce "trzeba być" - obojętnie, jakie człowiek wybiera sobie zadania i jakie są biografie twórców...
Tak już jest...
L.M.M. - Koncert dla każdego z obecnych - słuchacza, instrumentalisty, śpiewaka, tancerza - jest obecnością sztuki, wydobyciem się z małostkowych codziennych labiryntów - czy tak?
J.MR. - Tak.
L.M.M. - Koncert - to dzieło wspólne?
J.MR. - W pewnym sensie - tak.
L.M.M. - Ulotnym - niezwykłym dziełem okazało się wydarzenie związane z rocznicą śmierci Maestra Witolda Lutosławskiego. Koncert studentów (uczniów) Akademii Muzycznej w Warszawie - to była prezentacja różnorodności twórczej wielkiego kompozytora, bogactwo artystycznych działań młodych ludzi (zaprzyjaźnionych z muzyką, znakomitych technicznie). Oto początek zwyczaju promieniowania muzyki Witolda Lutosławskiego.
Nawiązuję do tego wydarzenia. Występowali i Pana uczniowie. Słowo wprowadzające - które Pan nazwał "wspomnieniem o świetlistym człowieku" - inspiruje do szerszych przemyśleń - o potrzebie światła, o świetlistości w naszym życiu.
J.MR. - Z Panem Witoldem Lutosławskim jestem zaprzyjaźniony niejako rodzinnie. Oboje z żoną Ewą Podleś - zawsze z radością wykonujemy jego Pieśni. Tak było na otwarciu Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej - którego Mistrz był honorowym patronem (myślę o pięknym cyklu Pieśni do słów Kazimiery Iłłakowiczówny).
L.M.M. - Staraliście się być zawsze Państwo na koncertach prowadzonych przez Mistrza. Ogromnie się z tego cieszył.
J.MR. - Rzeczywiście. Jest jeszcze jeden punkt styku naszych biografii, punkt nieco trudny do opisania - fizyczno-metafizyczny. Gram w tej chwili w domu na fortepianie Mistrza. Wygrawerowałem na nim dedykację, którą Pan Witold napisał mi podczas naszego ostatniego z nim spotkania. Są to słowa dla mnie niezwykle cenne, zaszczytne i zobowiązujące. Przy tym fortepianie Witold Lutosławski skomponował większość swoich dzieł.
L.M.M. - Młodzi artyści z Akademii - pięknie grali drobne zdawało by się utwory W. Lutosławskiego na tym pierwszym zorganizowanym przez Pana koncercie. A... potem... było wiele... innych koncertów... gdzie indziej i podczas innego spotkania z muzyką Witolda Lutosławskiego. Niepowtarzalna metoda twórcza kompozytora odżywa stale na nowo w coraz to innych chwilach i realizacjach. Poszukując form wyrazu, ujawniali poszukiwania własnego języka wypowiedzi muzycznej - z głębi "utworu". Aleatoryzm kontrolowany (jako nazwa) - mówi jeszcze zbyt mało o "sensie ukrytym". Wzruszająca jest swoboda, wrażliwość, precyzja i potrzeba muzycznego dialogu - oto wychowanie - które młodzi otrzymali w Akademii, także i od Pana.
J.MR. - I myślę... że poniosą je dalej. Lubię uczyć. Co środę prowadzę wykłady z kameralistyki dla studentów - w różnych zespołach - gdzie wokalista, skrzypek (itp.) lub inny instrumentalista współdziałają z pianistą.
J.MR. - Muzyka - "posłanie ze świata ideału", dotykanie krańca jakiejś tajemnicy, dialog bez słów, w języku innym niż naturalny... Język ten jest autentycznie, głęboko logiczny. Kontakt artystów (wykonujących zapis utworów) - to rozszerzanie się dialogu realizatorów - o sfery podświadomości - kompozytora, słuchacza. Powstają rozmaite wymiary czasu i przestrzeni, historii i teraźniejszości, przyszłości. Muzyka to także bezczas i brak umiejscowienia - jakby powiedział Witkacy czy Leśmian. Inni poeci - inaczej (a jednak podobnie) - jak muzycy wydobywają ze swojej i innej podświadomości, ze świadomości, z uczuć, myśli i zachowań - tajemnicę...
L.M.M. - Dzieło sztuki - to konkret i uniwersum, uchwytny i nieuchwytny świat, logika i tajemnica?
J.MR. - Tak. Dzieło i jego niezliczone realizacje - to także tajemnica. Nie można jej opisać. Nie uchwyci jej mędrca "szkiełko i oko" Przychodzą mi tu na myśl wielce znakomici "rzeźnicy", analitycy utworu i tresury ucznia (artysty). Mówią - np. tak: "...ja muszę najpierw mojego studenta zmiażdżyć, żeby go następnie odbudować..." (AUTENTYCZNE!). Dla mnie, taka postawa jest barbarzyńska, całkowicie nie do przyjęcia.
L.M.M. - Rzeczywiście, jest to dla nauczyciela - w jakiejkolwiek dziedzinie - nie do przyjęcia, jeżeli nie zamierza być "sadystą", "rzeźnikiem"...
- Pana wykłady są całkowicie inne.
Pan pyta np. "Czy ma pani piękne piana?" (...na skrzypcach, grając - sonatę Francka...)
- I skrzypaczka gra, próbuje, "realizuje swoje piana"...
L.M.M. - Dialog muzyczny, poprzez muzykę, ale i dzięki muzyce - wydaje się istnieć od początku cywilizacji ludzkiej. Jest dialogiem elementarnym w każdym człowieku. Czy dlatego synteza "słowa-muzyki-gestu" - istnieje w najdawniejszych obrzędach i rytuałach?
J.MR. - Myślę - że tak - właśnie jest. Muzyka - jej rozumienie, odczuwanie, realizacja i "podawanie Innym" - ma w sobie coś z najdawniejszych rytuałów.
Często myślę: o podobieństwie, o pokrewieństwach języka muzycznego i języka naturalnego. Pokazuję moim studentom logikę kilku języków. Pokazuję logikę języka naturalnego - (1) strukturę wewnętrzną, (2) narrację, (3) architekturę wypowiedzi zdań, napięć. Język muzyki (dla mnie) ma podobną strukturę ale ponadto (4) istnieje jako świat ukryty poza zapisem dosłownym szyfru nutowego, poza metrum, poza segmentacją formalną.
Język dialogu ludzi i instrumentów, światów - (5) istnieje w odkrywaniu struktury wewnętrznej utworu - której nie można opisać słowami zwyczajnymi. (6) Muzyka w ludziach jest. Oni ją widzą i czują, wypowiadają, porozumiewają się... Wspólnie szukają najgłębszego sensu, logiki, znaczenia...
L.M.M. - Zapytał Pan wokalistkę - ćwiczącą arię Marceliny z Fidelia Beethovena - "...um glücklich zu werden...", czy wie pani o czym pani śpiewa? Pan Gustaw Holoubek - mówił o śpiewie Pani Ewy Podleś - że Jej kadencja w Orfeuszu Glucka - to sięganie do źródeł szczęścia, miłości, istnienia, do elementarnej więzi ze światem. To jest muzyka niesiona przez wielkich artystów... W iluż wymiarach i czasach...?
J.MR. - Mówiłem już (i stale powtarzam), obcując ze sztuką mam świadomość dotykania tajemnicy. Nie potrafię do końca powiedzieć słowami - co to dziś znaczy? - Co znaczy moja praca pianisty czy nauczyciela? Czym jest talent mojej żony, córki? Choć bardzo wiele da się nazwać i przekazać. Córka, która studiuje w Juilliard School w Nowym Jorku, mówi mi dzisiaj: "To oni uczą tego, czego ty mnie zawsze uczyłeś". To chyba wyraz najwyższego uznania - tak myślę..."
L.M.M. - Żyjemy na krańcach tajemnicy - a jednak realnie - może w rozmaitych realnościach czy światach - które - spotykają się czasami?
J.MR. - Tak. Dużo podróżowałem z koncertami (np. z Andrzejem Konstantym Kulką). Dobrze jest - kiedy wiem - że gdzieś na świecie mam sojuszników. Wtedy raźniej żyć.
L.M.M. - Sojuszników ma Pan wokół siebie. Wspólne koncerty pokazują podobieństwo osobowości - kiedy brzmi niezwykły (z każdym dniem bogatszy głos Pana Żony) z animowanym przez Pana głosem fortepianu (Ewa Podleś śpiewa także z Anną Marchwińską przy fortepianie). Są to recitale - kiedy wiara w sens (w świetliste spotkania), odnawia się i utrwala. Niezwykły kunszt Pana żony, córki - to tajemnica - jak Pan powiedział. Ale i dyscyplina, precyzja, wytrwała praca, współpraca nad odcieniami - barwy, artykulacji, nad ulotną, a jednak żelazną strukturą zdarzenia artystycznego. Głos - w dialogu z fortepianem - odkrywa niezwykłe światło w każdym człowieku. W tym kontekście, przypomina mi się metafora malarska. W dawnym malarstwie flamandzkim (jeszcze przed Breuglem) nastąpiło odkrycie takiej formuły "bieli zagruntowującej płótno" - że Flamandowie uzyskali efekt - do dziś tajemniczy - prześwietlonego (rozświetlonego) krajobrazu. Postaci, wnętrza i przedmioty przenika wewnętrzne światło. Coś takiego jest i w sztuce Pana i Pana Bliskich. Coś ze światła jest w spotkaniach z osobą i muzyką Witolda Lutosławskiego...
J.MR. - Świetliste spotkania? To potrzeba a może i konieczność... Obrona przed ciemnością, zmęczeniem, rozproszeniem na rozdrożach w sprawach małych, nikczemnych...
L.M.M. - Czy mógłby Pan powtórzyć "słowa o świetlistej muzyce i człowieku, o świetlistych spotkaniach" z koncertu poświęconego pamięci Mistrza.
J.MR. - Mówiłem to spontanicznie. Starałem się zachować logikę faktu - światło rozkłada się na widmo siedmiu kolorów. Co to jest? - Zdobyte w kraju (1) doświadczenie, (2) poszukiwanie własnego języka, (3) mądrość muzyczna ( - nie tylko)? (4) Otwarcie na innych, (5) patriotyzm, (6) wspaniałomyślność, (7) zdyscyplinowanie. I powtórzę raz jeszcze: jestem wdzięczny losowi - że żyję tu - że jestem pod tym samym niebem, pod którym żył i tworzył Maestro Witold Lutosławski - tak właśnie tu.
L.M.M. - Tak dobrze się Pan w Polsce czuje?
J.MR. - Tak! - Spaceruję z moją Żoną w cieniu La Scali, odpoczywam... Cieszę się wspomnieniami z Polski. Wspólne nagrania - wraz z Andrzejem Kulką, w różnych miejscach na świecie - także we wspaniałych studiach BBC zdarzały się także w świetle wspomnień spod polskiego niebo. Wracam tu. Koncerty w Polsce najbardziej lubię! Są trudne. Ale dla swoich. Taki już jestem.
Copyright by Ludwika Malewska-Mostowicz - Laboratory of
Intercultural Translation
[Ostatnia modyfikacja: 29 marca 1999 r.]